Browsing Category

Blog

Ziemniak wieczorową porą – Pan Kumpir

Czy zastanawialiście się kiedyś nad ulicznym jedzeniem z ziemniaków? Do niedawna poza frytkami nie umiałbym wskazać nic innego, jednak znajomi powiedzieli mi o daniu, które wykorzystuje w pełni naszego bohatera – kumpira. W Krakowie jest pare miejsc, gdzie można go zjeść. Mój wybór padł jednak na foodtruck Pan Kumpir znajdujący się na ulicy Wawrzyńca 16. Reklamują się jako “Ziemniak na bogato”, ale czy aby na pewno?

Czym w ogóle jest kumpir? Jest to ziemniak pieczony w specjalnym piecu, dzięki czemu uzyskuje smak jakby był z ogniska. W jego wnętrzu kryje się gładkie puree z dodatkiem masła czosnkowego, sera żółtego, soli, przypraw oraz bogatego zestawu dodatków. Danie to pochodzi z kuchni tureckiej.

W swojej ofercie Pan Kumpir posiada 5 różnych kombinacji:
– klasyczny [śmietana, szczypiorek/prażona cebulka]
– grecki, [śmietana, sałata, ser feta, oliwki, ogórek, pomidor, cebula, sos]
– z kurczakiem, [śmietana, sałata, kurczak, kukurydza, cebula, pomidor, ogórek, prażona cebulka, sos]
– meksykański, [mięso mielone, sos pomidorowy, czerwona fasola, kukurydza, czerwona papryka, ser żółty]
– na bogato [śmietana, sałata, ogórek, boczek, kiełbasa, pieczarki, cebula, ser żółty, sos]

Ja wybrałem opcję z kurczakiem. Kosztowała mnie ona 14 PLN za co dostałem pełne opakowanie ziemniaka z w/w składnikami z sosem czosnkowym [najbardziej mi pasował do kury ;)]. Jak smakowało? Dla mnie to ciekawy i smaczny sposób podania ziemniaka z dodatkami. Całość bardzo fajnie się komponowała i puree ziemniaczane ze środka po prostu rozpływa się w ustach. Składniki jakie były użyte były świeże, co tym bardziej poprawiało smak całości. Dla mnie szkolne 5+ za takie smakołyki :)

Jeśli lubicie dobre jedzenie, a kebaby i im podobne Wam się znudziły – wybierzcie się śmiało na kumpira. Tym bardziej będzie smakowało, jeśli lubicie ziemniaki. Polecam~!

Smaki Gruzji Restauracja i winiarnia

Ania z Michałem o gruzińskich smakach:

Nim przeprowadziłam się do Krakowa na dobre podczas jednej z wizyt w mieście zauważyłam restaurację, w której odwiedziny były tylko kwestią czasu. Smaki Gruzji Restauracja i winiarnia, bo o tej restauracji mowa, dała mi nadzieję na uszczknięcie odrobiny Gruzji w grodzie Kraka. Z bliżej niewyjaśnionych powodów Gruzję pokochałam i ciężko było się oprzeć ichniejszej kuchni.

Lokal mieści się przy ulicy Dietla 33. Sam w sobie jest stosunkowo niewielkich rozmiarów, przez co często ciężko znaleźć miejsce (już nam się zdarzyło odbić od drzwi). Tym razem, na szczęście, udało się znaleźć wolny stolik, co prawda w mniej reprezentatywnym miejscu, bo przy drzwiach. Główna sala jest o wiele przytulniejsza i mniej zagracona. Restauracja ma także charakter winiarni, gdzie można spróbować typowych gruzińskich win.

Na przystawkę wybraliśmy soko kecze – pieczarki zapiekane z serem, masłem i przyprawami. Proste, gorące i smaczne. Na dobrą sprawę na mniejszy głód i przystawką dałoby się spokojnie najeść. Liczyłam na nieco większą ilość przypraw, ale na smak ogólnie nie można narzekać.

Jako danie główne wybrałam mtsvadi, czyli szaszłyki wieprzowe podawane ze smażonymi ziemniakami, sosem pomidorowym i sałatką. Warzywa użyte w sałatce były świeże i chrupiące. Mięso lekko ciągliwe, jak to z grilla. Bardzo smaczne, lekko pikantne i syte. Wybór Michała padł na odżachuri – wieprzowinę zapiekaną w sosie pomidorowym ze smażonymi ziemniakami. Danie zdecydowanie wyraźniejsze w smaku. Mięso było przyjemnie miękkie. Jedynym mankamentem była duża ilość sosu, do której przydałby się jakiś dodatek – może mały placek chaczapuri?

Dodatkowo na popitek wybraliśmy dwa gruzińskie piwa – Zedazeni (jasne) i Khevsuruli (ciemniejsze). No cóż, piwo jak piwo, niczym nas te dwie pozycje nie porwały. Były po prostu dobre.

Reasumując, warto odwiedzić Smaki Gruzji, chociażby po to, aby poznać nowe, bogate smaki. Ja gorąco polecam odwiedziny, bo dania kuchni gruzińskiej są naprawdę przepyszne i wielką stratą byłoby ich nie spróbować.

JakoTako w Krakowie [zamknięte]

Michał jako tako był w Krakowie:

W sobotni wieczór przemierzając krakowską dzielnicę Kazimierz wraz z grupą przyjaciół poczuliśmy głód. Trafiliśmy na Skwer Judah [św. Wawrzyńca 16 https://www.facebook.com/SkwerJudah], który kiedyś był parkingiem, a obecnie jest miejscem gdzie można trafić na kilka foodtracków. Jako, że nie miałem ochoty na burgery, a frytki wydawały mi się zbyt małym posiłkiem, postanowiłem spróbować polskich Taco, czyli JakoTako.

Ceny zachęciły mnie do spróbowania, gdyż za zestaw wraz z nachosami, miałem zapłacić 10zł. Ogólnie system zniżek mają ciekawy, gdyż im więcej bierzesz, tym taniej.
Pierwsze co wywołało moje zdziwienie było to, że polskie Taco nie miało w sobie mielonego wołowego mięsa, ale do wyboru był kurczak lub kiełbasa meksykańska, spolszczenie na miarę naszych możliwości. Wypełnieniem była kukurydza, kapusta, ogórek i pikantny sos. Całość włożona w uformowaną tortille. Do tego dostawało się sos na bazie (chyba) jogurtu, jednak mi zbytnio nie smakował. Nachosy były podane oddzielnie.
Wielkość zestawu nie była porywająca, ale za 10 zł… cóż oczekiwać więcej. Cena rozsądna.

Przejdźmy do samej konsumpcji, czyli jak smakowało. A tutaj niestety muszę napisać, że było bardzo nijako. Po pierwsze całość była… chłodna. Kiełbaska może trochę letnia, ale reszta – zimne. Kiełbaska była smaczna i widać tutaj potencjał, ale jako całość – niestety, danie się nie broni. Rozumiem, że miał być to polski odpowiednik meksykańskich przekąsek, ale chyba nie wyszło to zbytnio tak, jak powinno. Kapusta praktycznie zabijała swoim smakiem resztę składników. Wydaje się wręcz, że kebab byłby lepszym wyjściem niż polskie taco. Do tego nachosy, które dostałem też były zimne, a znaczna większość z nich pokruszona. Chyba musiałem trafić na koniec paczki.

Patrząc na to, że to początek działalności, może za jakiś czas spróbuje ponownie, ale na razie, będę odwiedzał inne budki z jedzeniem. Życzę im powodzenia, ale sporo czeka ich do poprawy.

Strefa Gastro Intel Extreme Masters Katowice 2015

W ramach Intel Extreme Masters Katowice 2015 działała strefa gastro z dużą ilością foodtrucków na raz. Spośród wszystkich, które były chciałbym opisać dwa, które to miałem okazję odwiedzić.

PASTA Mobile

W swojej ofercie Pasta mobile miała około 6 różnych makaronów z dodatkami. Do wyboru były 2 rodzaje makaronu (farfale i penne) ale jak ja tam zawitałem, to został już tylko penne – choć dla mnie to nie problem. Jako mój obiekt do jedzenia upolowałem makaron ze szpinakiem, gorgonzola, śmietaną i czosnkiem. Jako dodatek dostałem jeszcze pestki słonecznika. O ile dobrze pamiętam to kompozycja ta kosztowała mnie 13 PLN. Jak w smaku ? Bardzo dobrze, zarówno smakowo jak i w kwestii najedzenia się.Kolejnego dnia miałem okazję jeszcze spróbować Carbonary i była równie dobra :)

Flamingo’s Tortillas

Flamingo’s tortillas z Zabierzowa skusiło mnie, nie zgadniecie czym …. tak, tortillą ;) Opcja duża, z kurczakiem curry w akompaniamencie świeżych warzyw i sera podane po odpowiednim zapieczeniu w tortilli. Smakowo bardzo dobrze wypadła ta przekąska … a przekąska, bo jak na cenę 15 zł, to myślałem, że będzie ona ciut większa. Jednak mogę polecić ze względu na porządną robotę, mimo wszystko :)

Balkan Express Grill

A o Bałkanach pisze Ania i Michał:

Snując się po przedwiosennym Krakowie naszła nas ochota na coś konkretniejszego do zjedzenia. Nasz wybór padł na Balkan Express Grill mieszczący się przy ulicy Floriańskiej 39 w podwórzu. Na ulicy Floriańskiej widać szyld, ale żeby dostać się do restauracji należy przejść przez bramę i wejść na podwórze.

Pierwsze, co przykuwa naszą uwagę jest ładnie ozdobione wejście do restauracji. Apele w trzech językach, duży napis i logo. Pozwala to poczuć klimat wnętrza. A co w środku? Stoliki pokryte ceratą w czerwoną kratkę, kwiatki, zasłonki, a w tle bałkańskie (ciężki mi było określić język śpiewanych tekstów) disco. Klimat jest, bardzo na plus.

Restauracja specjalizuje się w serwowaniu pljeskavicy – kotleta z siekanego mięsa, jugosławiańskiego przysmaku. Jako, że nie byłam specjalnie głodna, to wybrałam skolską pljeskavicę “dla najmłodszych” 120 g kotleta. Michał natomiast wybrał punjena pljeskavicę 200g kotlet z serem i boczkiem. Tu należy zaznaczyć, że nie dostajemy zwykłej buły burgerowej, tylko wypiekane na miejscu placki bardziej przypominające pitę. Zaskoczyło mnie na plus to, że samemu wybiera się wkładkę warzywną do kotleta. Dodatkowo do wyboru są trzy pasty (papryka + bakłażan, papryka + pomidor, papryka + ser biały). Kotlety były dobrze wysmażone, warzywa świeże i całość niezwykle sycąca. Polecam zdecydowanie na większy głód. Ceny (10 zł mniejsza porcja i 17 zł Michałowa) w stosunku do tego, co otrzymujemy są moim zdaniem optymalne.

Z całą stanowczością mogę polecić Balkan Express Grill wszystkim, którzy lubią dobrze i syto zjeść :)

Katowickie zapiekanki – Z Ogórem Czy Bez

Coraz bardziej popularne stają się w Katowicach zapiekanki. Wczoraj otworzył się kolejny punkt, w którym możemy je zjeść. Z ogórem czy bez – znajduje się ona na ulicy Mariackiej 1, czyli zaraz na początku znanej ulicy.

W ofercie znajduje się 10 zapiekanek, małe (około 30 cm) i duże ( 60 cm ). Najtańsza mała zapiekanka kosztuje kosztuje 6.5 PLN a do dużej zawsze dopłacamy tylko 2 PLN (więc wychodzi 8.5 PLN). Do każdej zapiekanki możemy sobie dobrać sos i nawet je pomieszać. Do wyboru mamy takie sosy jak: amerykański, bazyliowy, czosnkowy, barbeque, chrzanowy, curry, musztarda i ketchup. Dodatkowo jeszcze do każdej zapiekanki możemy dostać “tytułowego” ogóra [jeśli tylko chcemy].

Podczas swojej wizyty skusiłem się na małą zapiekankę o nazwie “Tradycyjna po liftingu” z serem, pieczarkami i szynką. Moja przekąska prezentowała się zacnie – wszystkie składniki leżały na bazie pomidorowej, a ser jaki był użyty to mozarella – wg mnie jeden z lepszych serów do zapiekania. Szynka i pieczarki też nie miały nic sobie do zarzucenia. Z racji tego, że zapiekanka była mała to sobie pojadłem – gdybym wziął dużą to bym się fest najadł.

Miejscówka jest jak najbardziej godna polecenia. Ciekawa opcja jeśli chodzi o możliwość tzw. “szybkiej szamy” gdy imprezujemy w pobliżu ulicy Mariackiej. Kto lubi zapiekanki niech ma to miejsce na uwadze!

Dama z krówką w M22 Kraków

Ania z Michałem podbijają dalej kulinarnie Kraków ;)

Po sporej przerwie pora wrócić do burgerowania. Ta historia zaczęła się nieco inaczej, bo na… Grouponie. Burgerownia o lakonicznej nazwie M22 zaoferowała dobrą zniżkę na zestaw dla dwóch osób, więc ciężko było nie skorzystać.

W skład zestawu wchodził burger classico (sałata, pomidor, ogórek, czerwona cebula, wołowina 185g, sos) i małe frytki belgijskie z sosem. Zacznijmy od burgera, który był dobry. Żadnych fajerwerków, jak również żadnych większych rzeczy do zarzucenia, ot, dobry. Do poprawki poszłaby jedynie buła, która zamiast być pysznie chrupiąca była strasznie gumowata. Fajerwerki nastąpiły później – te frytki! Jedne z lepszych belgijskich frytek jakie dane mi było zjeść. Na zewnątrz chrupiące, wewnątrz cudownie miękkie i gorące, tego nam było trzeba w ten zimny, śnieżny dzień. Bar w swojej ofercie ma kilka różnych sosów, my wybraliśmy majonezowy i miodowy – były cudowne. Dobra konsystencja oraz wyraziste smaki. Jedyna poprawka – mniej soli. Nasze były konkretnie dosolone, przez co inne smaki nieco uciekały. Ale poza tym – zdecydowanie do polecenia.

M22 mieści się, a jakże przy ulicy św. Marka 22 w Krakowie. Czy polecać? Frytki- zdecydowanie. Burger – nie najlepszy spośród tego, co można znaleźć w Krakowie, ale porządny i na pewno smaczny. Ogólnie kciuk w górę i życzymy powodzenia. Na frytki na pewno jeszcze wpadniemy :)

P.S. Dama z krówką nas urzekła.

Relacja z Rumunii

Wracamy po noworocznej przerwie ~! Przed Wami relacja Ani z wizyty w Rumunii :)

Dla każdego o-mało-co naukowca przychodzi ten moment, kiedy jedzie w teren, by badać. Mnie na poszukiwania nietoperzy wywiało aż na południowy koniec Rumunii. Nie było czasu na zwiedzanie, jednakże głodny naukowiec, to zły naukowiec, więc mieliśmy okazję uszczknąć nieco z lokalnej kuchni.

Na dobry początek warto zaznaczyć, że kuchnia rumuńska nie różni się za bardzo od naszej. Poza daniami typowymi przywitały nas wszelkiego rodzaju sznycle, smażone mięsa czy cartofi pai, czyli frytki. Widać także duże naleciałości węgierskie. Z produktów lokalnych wyróżniają się białe sery typu bryndza, wieprzowe salami, ostre papryczki oraz wina. Zapraszamy zatem na pierwszą część smakowania Rumunii :)

Ciorba de burta – flaki wołowe. W przeciwieństwie do flaków znanych w kuchni polskiej ciorba (zupa) rumuńska jest po prostu esencją z flaków. Bardzo tłustą tu należy dodać. W zupie jest niewiele przypraw, mięso też można znaleźć tylko na dnie. Podawana jest z ostrymi papryczkami, śmietaną i chlebem. Choć mój promotor okazał się być koneserem i w każdym jednym przybytku prosił o ciorbę, to mnie ta zupa zupełnie do gustu nie przypadła, tłusta i bez smaku.

Papanasi – pączki serowe. Pyszny deser złożony z pączków, słodkiej/kwaśnej (jadłam dwie wersje) śmietany i dżemu/konfitury. Bardzo słodki a za razem niezwykle sycący.

I właściwie tutaj mogę zakończyć jakiekolwiek wzmianki o lokalnych potrawach, bo pozostałe dania były bliskie polskim odpowiednikom. Na pochwałę zasługują także świeże ryby wprost z Dunaju (akurat okolica słynęła z idealnych warunków wędkarskich).

Osobnym tematem jest wykwintna węgierska restauracja w samym środku niczego. Dosłownie. Drogę nam przecięło stado kóz. Wróćmy do restauracji. Niestety nie jestem w stanie przybliżyć skomplikowanych węgierskich nazw, ale jedzenie było wyśmienite. Michał zamówił gulasz i Węgrzy nas nie zawiedli. Najlepszy gulasz, jaki w życiu jadłam, cudownie pikantny z delikatnym, wręcz rozpływającym się w ustach mięsem. Ja natomiast poszłam na żywioł i zamówiłam coś bardzo niezrozumiałego. Dostałam naleśniki z mielonym mięsem drobiowym polanym sosem pomidorowym i słodką śmietaną. Delikatne w smaku i co najważniejsze – żadnej papryki (alergik ma na Węgrzech przekichane).

Nie jest to moja ostatnia podróż do Rumunii, więc mam nadzieję wiosną poznać nowe dania. Mulțumesc!

P.S. A może by tak osobna notatka o alkoholach? Tych kosztowałam zdecydowanie więcej…

Foodstock Winter

Cały grudzień to, jakby nie patrząc, przygotowania do Świąt. Świąteczne porządki, zakupy, prezenty i inne związane z tym rzeczy. Nie mniej nie o świętach będzie ten wpis, a ostatnim w tym roku, przynajmniej dla mnie, festiwalu jedzeniowym. Foodstock Winter, to druga edycja małego, ale bardzo dobrze prosperującego festiwalu. Dobór stoisk jest jak najbardziej przemyślany i brane pod uwagę jest zdanie uczestników [można to zauważyć po tablicy wydarzenia].

Co tym razem udało się skosztować?

Na pierwszy rzut odwiedziliśmy stoisko z “ulubieńcem publiczności” z zeszłej edycji czyli Etnika. Zjedliśmy u nich mus z pstrąga z chipsami warzywnymi – bardzo fajna przekąska, może trochę przysłonawa wyszła, ale nadal całkiem smaczna. Na początek jak znalazł.

Na stoisku HAMSA hummus & happiness israeli restobar dane nam było spróbować hummusu, który w ich wydaniu nie przypadł mi zbytnio do gustu… Nie wiem zresztą jak powinien smakować dobry hummus. Mimo to, gdy skosztowałem od kolegi kurczaka w cymesie, byłem pozytywnie zaskoczony smakiem … to było coś! Może jednak hummus nie jest dla mnie w takim razie …

Gdy przyszła pora na deser padło na Les Beaux Macarons – a tam oczywiście set makaronik, które zniknęły równie szybko jak zostały kupione. Polecam Wam skosztowanie przy najbliższej okazji.

Kolejne stoisko jakie dane mi było sprawdzić to RotiRoti, znane mi z ostatniej edycji festiwalu Najedzeni Fest. Butter chicken w ich wydaniu był naprawdę smaczny i mimo, iż nie lubię zbytnio ostrych [to akurat jeszcze nie było tak ostre] dań, to zjedliśmy je ze smakiem.

A potem zachciało nam się pić… Do kawy była kolejka, więc odpuściłem. Padło na Shake & Bake ze swoim smoothie. Kombinacja jabłko, banan, pietruszka i miód znakomicie zaspokoiło nasze pragnienie picia.

Jako że kolejka do burgerów była przez prawie cały festiwal [kto był, ten wie] nie dane mi było skosztować burgerów od Red Beef Burger … Musiałem się w tym wypadku zadowolć curry wurstem i frytkami od Bratwurst – w moim odczuciu kiełbaska bez rewelacji, frytki jeszcze gorzej.

Podsumowując, widać, że Foodstock rozwija się jako festiwal. Niestety, jak na poprzedniej edycji nie miałem się do czego przyczepić tak teraz było trochę ścisku … Stoły na środku hali nie sprzyjają przemieszczaniu się i szczerze na następnej edycji byłoby miło, jakby było jednak więcej miejsca na ludzi… A tak, to całkiem w porządku. Myślę, że wybiorę się na kolejną edycję zobaczyć jak będzie :)