• Bobby Burger w Warszawie

    24 kwietnia 2015

    Nasz sezonowy zajadacz Marek wrócił do pisania ;)

    Wyjazd do Warszawy na UX Poland spowodował, że postanowiłem odwiedzić nowe miejsca z potencjalnie dobrym jedzeniem (wołowina is a MUST!). Na pierwszy dzień wybrałem Bobby Burger – mają dużo lokali zarówno w samej Warszawie jak i w innych miastach, więc domniemywałem wysoką jakość i niepowtarzalny smak. Jaka jednak była rzeczywistość?

    Na pierwszą lufę zasługuje sam lokal. Pomijając wątpliwy styl – czyli “dajmy cegły, metal i malunki i nazwijmy to stylem” – niestety już po chwili widać, że z czystością to tu różnie bywa. Miejsca też za dużo nie ma, a stoliki są ułożone raczej tak jak je zostawili poprzedni goście, czyli „mniej więcej na miejscu”. Przyjście do tego lokalu na dłużej raczej odpada. Ocena wizualna lokalu: 1/10.

    Na drugi ogień poszła obsługa. Miła, grzeczna jednak totalnie nie znająca menu – czyli 10 pozycji. Na pytanie „co Pani poleca” usłyszałem, że cheeseburgera – fakt, był tego dnia w promocji. Zapytałem o tajemniczą “pozycję miesiąca”, która niestety nie wisiała nigdzie wyszczególniona na ścianie i, jak się okazało (po ustaleniu składu z kucharzem), był to burger z chorizo, papryką i „jakimś specjalnym sosem”, który smakował jak majonezowa odmiana słodko-kwaśnego. Nie polegając już na wiedzy kelnerki zaryzykowałem z owego burgera zaznaczając, że chce double (pojedynczy to 120g) z mięsem w wersji „limousine” i frytkami. Ocena obsługi: 3/10.

    Zanim przejdę do sedna zaznaczę, że w lokalu można dostać kilka ciekawych piw m.in. z browaru Cerna Hora.
    Zestaw który zamówiłem składał się z burgera i frytek. Te ostatnie nie powalały – wręcz odwrotnie, ponieważ były bardzo suche i posypane słodką papryką, co potęgowało to uczucie, a nie było do tego żadnego sosu (pewnie trzeba było zamówić dodatkowo). Sam burger był dobrze wysmażony – nie było możliwości wyboru – i składał się z dwóch cienkich kotletów (osobiście wolę jak jest to jeden grubszy kawałek). W smaku był… normalny. Nie można powiedzieć, że był nie dobry, ale też nie mogę stwierdzić, że mnie powalił. Chorizo nadawało mu dosyć wyrazisty smak, aczkolwiek był on trochę popsuty przez owy „tajemniczy” sos. Ocena burgera: 5/10.

    Nie wiem czy Bobby Burger miał czasy świetności, nie wiem czy tak jak opisałem jest tylko na Nowym Świecie w Warszawie, ale w tej chwili tego lokalu zdecydowanie polecić nie mogę. Moje ogólne doświadczenia oceniam na 4/10 i raczej już tam nie zawitam.

  • Meksyk w Taco Mexicano

    23 kwietnia 2015

    Dla odmiany o meksykańskich klimatach Ania:

    W poszukiwaniu słonecznych, meksykańskich klimatów zawitałam do Taco Mexicano, które mieści się w Krakowie, przy ulicy Poselskiej 20.

    Już od progu można wczuć się w klimat tego miejsca. Wyraziste zapachy, kolorowe ściany, liczne zdjęcia i piniaty ponad głowami. Wnętrze bogate, ale nie zagracone – i o to chodzi. Dodatkowo należy pochwalić miłą i obeznaną obsługę.

    Przejdźmy do smaków. Jako przystawkę, za namową kolegi, zamówiliśmy caracoles, czyli ślimaki. Było to moje pierwsze kulinarne spotkanie z tym nieszczęsnym mięczakiem (bo zawodowo znamy się momentami aż za dobrze…), ale stwierdziłam, że w sumie czemu nie, zawsze coś nowego. Były lekko gumowate z mocnym akcentem czosnku, który znajdował się w zalewie. Właściwie to ciężko mi określić, czy skusiłabym się jeszcze raz. Nie były złe, co to, to nie. Po prostu nie podpadły pod moje gusta.

    Jako danie główne wybrałam enchilade z polędwicą wieprzową. Została podana w towarzystwie dwóch sosów, pasty fasolowej, ryżu, śmietany i dwóch sałatek. Całkiem spory zestaw, którym też bardzo się napchałam (tego dnia to był mój jedyny posiłek i zupełnie tego nie odczułam). Danie było ostre, czego po kuchni meksykańskiej można było się spodziewać, ale zielony sos to istny morderca. Przez moment nie wiedziałam co ze sobą zrobić jak go spróbowałam. Dlatego, później go unikałam, bo dla mnie był zdecydowanie za ostry. Trochę szkoda, że placki były nim polane, w moim odczuciu lepiej, gdyby był podany obok. Polędwica była dobrze przyrządzona, delikatna w fakturze i wyrazista w smaku.
    Jako napitek wybraliśmy lemoniady, do wyboru z limonki lub hibiskusa. Obie dobre, bez cukru (jak ktoś lubi słodkie napoje, to cukier znajduje się na stoliku) i idealnie gaszące pragnienie.

    Podsumowując, Taco Mexicano proponuje wyraziste i ostre oblicze Meksyku. Takie, jak być powinno. Dla mnie na pewno nie była to ostatnia eskapada do tej restauracji. Gorąco polecam!

  • Gruzja raz jeszcze – Smaki Gruzji

    21 kwietnia 2015

    Ania ponownie o gruzińskich specjałach:

    Dużym problemem recenzji kulinarnych jest to, że zależnie od dnia odwiedzin możemy trafić na różne “oblicza” kuchni. Dlatego dobrze jest wrócić do raz odwiedzonego miejsca. Zwłaszcza, gdy dobrze wspominamy pierwsze odwiedziny. Dziś o powrocie do Smaki Gruzji Restauracja i winiarnia.

    Znajomi stwierdzili, że poprzednia recenzja nieźle ich nakręciła na gruzińskie smaki, więc tym razem musieli się ze mną wybrać. Na przystawkę wybraliśmy adżapsandali, czyli bakłażany smażone z cebulą, papryką i pomidorami. Dobry, wyrazisty i ostry początek. Na pochwałę zasługuje także drożdżowy paluch dodawany do dania.

    Jako dania główne zostały zamówione kolejno odżachuri (które było recenzowane poprzednio), lobio, czalagadżi oraz nowość w menu – gufte.

    Lobio to gulasz z czerwonej fasoli zapiekany w piecu. Jest podawany z chlebkiem i warzywami. Jako, że za fasolą nie przepadam, to nie mogę za wiele o daniu powiedzieć, poza tym, że było gorące. Bardzo. Koleżanka musiała nieco poczekać, aby móc na spokojnie dania spróbować. Uroki dań zapiekanych w piecu, ale funkcję rozgrzewania zdecydowanie spełnia :)

    Czalagadżi z kolei, to pieczone mięso wieprzowe polane tartym pomidorem, podawane z pieczonymi ziemniakami i sałatką. Mięso było cudownie soczyste i delikatne, z odpowiednią dozą ostrości. Tyle mogę powiedzieć po jednym kęsie jaki mi przypadł. Coś czuję, że kolejnym razem mój wybór padnie na to danie.

    Mój wybór padł na nowość – zupę gufte, czyli rosół z klopsikami. Zupa cudownie rozgrzewająca, dodatkowo podawana z drożdżowym paluchem. Dla mnie osobiście, może ciut za ostra, ale za razem ciężko było odmówić jej dobrego smaku. Klopsiki były delikatniejsze w smaku, dzięki czemu równoważyły ostrość dania.
    Należy jeszcze wspomnieć o lemoniadach – wszystkie bardzo słodkie, mnie najbardziej zasmakowała wersja gruszkowa.

    Podtrzymuję to, co napisałam o kuchni Smaków Gruzji za pierwszym razem. Jest po prostu pysznie i zdecydowanie polecam to miejsce :)

  • “Burgerów Ci u nas pod dostatkiem” – Plebiscytowa Burger Bar [zamknięte]

    17 kwietnia 2015

    “Burgerów Ci u nas pod dostatkiem” – pomyślałby mieszkaniec Katowic. Co i raz jednak wyrastają nowe miejsca, w których ów danie jest serwowane. Nie inaczej jest z Plebiscytowa Burger Bar, które lokum swe ma przy ulicy [nie zgadniecie] Plebiscytowej 1, zaraz obok klubu Energy 2000.

    Zanim wybrałem się do lokalu usłyszałem, że podobno burgery tam są tłuste [w tym negatywnym aspekcie]. Opinia jednej osoby, no cóż… Challenge accepted, chciałem poczuć się niczym w programie Myth Busters.

    Lokal serwuje ponad 10 różnych burgerów w wariantach 120g i 180g mięsa. Coś na mały i duży apetyt – podobało mi się to. Ja na swojego pierwszego burgera wybrałem pozycje dużego Bacon’a [majonez, sałata lodowa, pomidor, cebula, ogórek, ketchup, bekon], który kosztował mnie 20 PLN. Do tego jeszcze doszły frytki, które do buksa kosztują dodatkowe 3 PLN. Ucieszony, że w końcu zjem swój obiad przystąpiłem do konsumpcji.

    Bułka, która mieściła wszystkie składniki była zdecydowanie za mała. Wydaje mi się, że wszystko, co mogło mi przy jedzeniu z niej wylecieć, dokładnie to zrobiło. Ponadto, fakt w jaki sposób została przypieczona woła o pomstę do nieba – z jednej strony miękka, jakby wcale nie przypieczona, z drugiej … sucharek zamiast bułki. Dodatki warzywne były świeże, same w sobie były dobre. Gorzej jednak wypadło mięso – stopień wysmażenia mięsa mógłbym określić jako “za bardzo wysmażony”. Było dla mnie suche i pozbawione smaku. Razem z ketchupem, który dla mnie nie pasuje komponowały się idealnie… czyli wcale. Czy mogę powiedzieć, że mi smakowało? Zdecydowanie nie…

    Niestety nie udało mi się obalić mitu, lokal wypada w moich oczach słabo. Mam nadzieję, że z czasem się poprawi i zdecydowanie tego ekipie Plebiscytowej życzę. Poprzeczka burgerowa w Katowicach jest jednak postawiona bardzo wysoko.

  • V.G. Food, czyli kumpiry i burgery w jednym miejscu

    14 kwietnia 2015

    Z cyklu przypadkowe znaleziska, czyli jak to niepozorna chęć podróży do jednego ze sklepów z grami w Krakowie przyczyniła się do znalezienia nowego miejsca z jedzeniem. Mowa o V.G. Food, które znajduje się przy ul. Karmelickiej 43. Mieści się ona w małej, białej budce, przy której w razie czego można usiąść na krzesełkach.

    W swojej ofercie posiada burgery oraz kumpiry w różnych kombinacjach. O ile burgera każdy zna, to kumpira już nie koniecznie. Przypomnę, jest to potrawa powstająca z dużego ziemniaka, pieczonego w oryginalnym tureckim piecu oraz dodatków. Ciepły z chrupiącą skórką ziemniak jest rozkrawany, jego wnętrze jest łączone z przyprawami, masłem oraz z serem żółtym. Jako, że byliśmy paczką znajomych była okazja do spróbowania obu serwowanych dań.

    Na pierwszy rzut poszły burgery, o których wypowie się Ania: Mój wybór padł na małego Bacon Burgera [11,90 PLN], skład standardowy, czyli: kotlet wołowy (110 g, duży 220 g), boczek, ser, pomidor, cebula, pikle, sałata, majonez i ketchup. W pierwszym momencie myślałam, że pomylono się z zamówieniem, bo nie było widać różnicy w wielkości pomiędzy moim burgerem a tym o pełnej gramaturze. W przeciwieństwie do innych miejsc, gdzie wybór mniejszego kotleta idzie w parze z redukcją dodatków, tutaj dodatków dostajemy tyle samo. Jak dla mnie pozytywnie, choć napchałam się niemiłosiernie :) Burger był smaczny, zarówno wołowina jak i boczek były dobrze wysmażone. Bułka nie rozleciała się na samym początku, co też jest zdecydowanym plusem. Ogólnie oceniam burgera jako dobry, tak trzymać :)

    Kolega zamówił inną pozycję burgerowego menu – Mountain Burgera [16,90 PLN]. W składzie widnieją: wołowina 220g, oscypek, żurawina, korniszon, cebula, sałata, majonez. Z tego co mi tylko wiadome kolega wziął raczej na próbę, bo generalnie nie lubi oscypka więc niestety nie udało się go przekonać do smaku. Ja natomiast biorąc 2 kęsy od kolegi muszę powiedzieć, że by mi przypasował :)

    Na kumpira musiałem trochę dłużej poczekać, więc w trakcie oczekiwania mogłem potwierdzić smak burgerów, które moim zdaniem były bardzo dobre ;) Mój kumpirowy “zestaw” składał się z boczku, kiełbasy, pieczarek, cebuli, pomidora i ogórka, a całość poprosiłem z sosem śmietanowym [12,90 PLN]. Porcja duża, ciepła i zjadłem całość ze smakiem. Składniki użyte do potrawy były świeże. Co tu dużo mówić – to kolejne miejsce z kumpirem, który mi smakuje.

    Ogólnie miejsce w moim odczuciu wypada bardzo pozytywnie. Przemiła obsługa, niskie ceny i dobra jakość jedzenia sprzyjają, aby to miejsce jeszcze nie raz odwiedzić. Dodatkowo, to jedyne miejsce, w którym na raz serwują moje ulubione slow-foody ;) Polecam!

  • Jadę na urlop … do Baru [zamknięte]

    7 kwietnia 2015

    Wiele osób kojarzy pewnie charyzmatyczną Magdę Gessler i program “Kuchenne Rewolucje”, czyli inicjatywę, która ma na celu pomóc restauracjom “uciec z tarapatów”. W wielu przypadkach metamorfoza wiąże się z całkowitym wywróceniem do góry nogami dotychczasowego charakteru restauracji.
    Wybrałem się do BAR URLOP – dawny Polski Smak, który nigdy nie zwrócił mojej uwagi. Lokal po rewolucjach zyskał nowy wystrój, kojarzący się z wakacjami, ale też weszło nowe menu, złożone z przygotowywanych na bieżąco dań kuchni polskiej i międzynarodowej.

    Na początku byłem trochę sceptycznie nastawiony do wizyty, ale jednak w końcu się zmobilizowałem do odwiedzenia odświeżonego lokalu. Co z tej wizyty wyszło? O tym w dalszej części.

    Do baru wybrałem się zaraz po pracy, więc byłem bardzo głodny. Postanowiłem, że zjem pełnoprawny dwudaniowy obiad. Na pierwszy rzut poleciała zupa szpinakowa z jajkiem sadzonym. Zupa była dobrze przyprawiona, a jajko sadzone odpowiednio wysmażone – żółtko w momencie podania było w stanie płynnym, co uwielbiam. Cena zupy to 7 PLN.

    Drugim daniem było danie z przepisu pani Magdy Gessler, a był to kurczak green curry z ryżem. Wśród składników udało mi się wyczuć kolendrę, paprykę, cukinie i nie wiem co jeszcze … Ważne, że smakowało :) Całość była bardziej słodka niż ostra, nie mniej nie przeszkodziło to w zjedzeniu ze smakiem całości, a było tego bardzo dużo. Za taka porcję zapłaciłem 19 PLN.

    Często słyszy się, że knajpy po takim programie upadają – czy tak będzie i w tym przypadku ? Moim zdaniem lokal w obecnej formie ma szansę przetrwać i życzę im powodzenia – jedzenie, które teraz serwują wpada w moje gusta. Po dwóch daniach jakie tam zjadłem byłem bardzo ukontentowany i zadowolony z wizyty. Nie taka Magda straszna jak ją TVN maluje … ;)

  • Wege boom – Nova Krova

    2 kwietnia 2015

    Rzadko kiedy zdarza mi się jeść wegańskie potrawy, jednak ten raz ani nie był z przypadku, ani z przymusu. W ramach ciekawości przeszedłem się ze znajomą weganką do miejsca NOVA KROVA, znajdującego się przy pl. Wolnica 12 w Krakowie.

    “Pierwszy w 100% wegański lokal w Krakowie. Naszym flagowym produktem są burgery, które stanowią połączenie roślinnych kotletów, świeżych bułek jasnych, ciemnych lub bezglutenowych, szerokiej gamy sosów i oryginalnych dodatków.” – tak pisze o sobie Nova Krova.

    Co w takim razie jedliśmy ?
    Spośród dość bogatej oferty burgerów mój wybór padł na Tofu burgera w bułce ciemnej [14 PLN]. W składzie posiadał marynowane i grillowane tofu, sałatę, podsmażone pieczarki, avocado, blanszowanego pora i kiełki. Wybrałem do niego sos majo klasyczny – w smaku całkiem zacny. Jak smakował mój burger? Było dość mało składników w środku. Jeśli chodzi o grillowane tofu, to nie wiem jak powinno smakować, ale w tym wydaniu moim zdaniem był w porządku. Całość dobrze się komponowała, w smaku też było bardzo dobrze, jednak mimo wszystko się tym nie najadłem. Następnym razem domówię frytki, bo pewnie o tyle mi brakowało do pełnego brzucha :)

    Miejsce w moim odczuciu nie wypada źle, ale jest to opinia osoby, która nie chodzi do takich miejsc na co dzień. Na pewno jeśli chcecie urozmaić swoje posiłki można śmiało wpaść na bezmięsnego burgera – ot, z ciekawości :)

    A teraz oddam głos expertowi od dań wegan, czyli Doroty:

    Nie jestem wielką fanką burgerów, ale przyznam, że byłam nieco podekscytowana, że będę mogła spróbować czegoś nowego i oczywiście wegańskiego ;) Mój wybór padł na seitan burgera. Seitan nazywany jest „chińskim mięsem”, ja jednak nie lubię tego określenia. To po prostu gluten pszenny, ale dobrze przygotowany jest na prawdę smaczny. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z tym produktem, ale będąc w ostatnim czasie w Warszawie udało mi się co nieco spróbować i byłam niezmiernie zadowolona. Zachęcona smakami, które zapamiętałam – zamówiłam. Seitan burger w składzie ma oczywiście seitanowy kotlet (grillowany BBQ style), a do tego sałatę, karmelizowaną cebulę, marynowane buraczki, blanszowany por, ogórek i kiełki. W menu jako proponowany sos widnieje BBQ, bardzo mi to pasowało, więc nic nie zmieniałam. Za takiego pana policzono mi 15zł. Mój burger w końcu znalazł się na stole. Wyglądał całkiem ładnie, robił dobre pierwsze wrażenie… ale niestety tylko pierwsze. Duża ilość sałaty wystająca z każdej strony bułki wyglądała na prawdę zachęcająco, do tego całkiem przyzwoitych rozmiarów kotlecik. Miało być tak pięknie. Jednak im dalej tym było gorzej. Powiem szczerze, warzywnych dodatków było na prawdę niewiele. Gdzieś tam rzeczywiście był ogórek i por. Reszty nawet nie pamiętam. A seitan? Może moje podniebienie zostało zbyt rozpieszczone tym, czym uraczyłam się w Warszawie? Może tak. Tu było po prostu nijako. Ani to nie było dobre, ani złe – ot, takie byle jakie. Jednak najbardziej rozczarował mnie sos, z którym burger został podany. Ja wiem, że znawcą BBQ nie jestem i wiem, że rodzajów tego sosu jest… trochę (?). Ale dla mnie to był po prostu zwykły ostry sos. I tyle. Żadnego zapachu wędzonki. Odważę się nawet stwierdzić, iż to on jest sprawcą tego, że całość po prostu mi nie podpasowała.

    Mój wypad do Novej Krovy podsumuję więc lekkim rozczarowaniem. Po fakcie trochę żałowałam, że nie zamówiłam burgera z kotletem z fasoli lub z falafelem. Mam wrażenie, że bardziej by mi posmakowały. Nie skreślam więc tego lokalu z mojej listy, ale następnym razem zastanowię się dwa razy czy mam ochotę tam zjeść.

  • Dzień poprzedzający festiwal Foodstock …

    31 marca 2015

    Dzień poprzedzający festiwal Foodstock nie zachęcał pogodą. Jednak w dniu festiwalu pogoda zrobiła obrót o 180 stopni i mieliśmy była cudownie wiosenna. Wybraliśmy się więc grupką znajomych na kolejną edycję wcześniej wspomnianego festiwalu z dobrym nastawieniem. Bieżąca edycja jako główną tematykę obrało zupy, jednak na wszystkich stoiskach poza nimi można było też skosztować innych dań. W tej edycji zaskoczyło mnie to jak wiele dań było za 1 kupon [waluta jak poprzednio 1 kupon = 5PLN], gdzie porcje wcale nie były takie małe. Gdzie byliśmy, co jedliśmy o tym poniżej.

    Na pierwszy rzut, jak to zwykle bywa, zajrzeliśmy do Etnika, a tam zjedliśmy kurczaka w sosie imbirowo-cytrusowym z sałatką z kuskusa. Tutaj bez zmian – znowu było wyśmienicie ;) Kurczak we wspomnianym sosie jak dla mnie rozpływał się w ustach i nie są to przesadzone słowa. Nie tylko ja zachwyciłem się Etniką, ponieważ znowu restauracja ta stanęła na podium, choć tym razem na drugim miejscu. Dla nas i tak byliście najlepsi. Kolejny raz stwierdzam, że muszę odwiedzić ich lokal stacjonarny.

    Lunch Bar Presto – tam wśród dużej ilości zup wybraliśmy potrawę toskańską – jest to szynka wieprzowa długo marynowana w sosie z czerwonego wina. Sama zupa całkiem dobra, jednak w smaku bardzo dominował alkohol z sosu. Nie mniej warto było spróbować :)

    Kolejny strzał to Ganesh Restaurant z Punjabi Chana Masala, czyli cieciorka indyjska w sosie cebulowo-pomidorowym z ryżem. Pierwszy raz jadłem cieciorkę i muszę przyznać, że o ile sos był dobry, tak sama cieciorka w smaku nie pozwoliła mi się cieszyć smakiem tego dania. Gdyby był kurczak to bym pewnie zjadł ze smakiem, a tak się trochę rozczarowałem.

    W międzyczasie z Michałem udaliśmy się standardowo na kawę do Makiato i razem z nią siedliśmy przy stolikach na zewnątrz. Jaka błogość nas wtedy ogarnęła … ładna pogoda, słońce, dobre jedzenie – istny chillout towarzyszył tej edycji :)

    Anka jako naczelny cukrzyk ruszyła na poszukiwania ciasta. W tym celu trafiła do Book me a cookie. Do stolika powróciła zwycięsko z sernikiem nowojorskim oblanym karmelem i tartą jabłkową pod puszystą bezą. Sernik był istnym arcydziełem, lekki, słodki, dokładnie taki, jaki sernik być powinien. Niestety tarta się nie obroniła. Spód ciasta był nieźle zwęglony. Gdyby nie ten przykry fakt, to byłaby dobra, masa jabłkowa i beza były bardzo smaczne.

    Mieliśmy iść najpierw na burgery, ale Michał się wyrwał i poszedł do stoiska Sweet Chilli – Slow Food Gyros, a tam dostał gyros z kurczaka z chutney’u mango-brzoskwinia z imbirem i pieprzem cytrynowym podany nietypowo, bo na waflu. Musiałem mu podkraść trochę, bo wyglądało smakowicie i po skosztowaniu nie zmieniłem zdania. Bardzo dobre danie choć trochę już zimne, ale dalej dawało radę :)

    Na sam koniec udaliśmy się wszyscy do Red Beef Burger i tam wzięliśmy wszystkie burgery co mieli ;) Jako jedyna potrawa jaką jedliśmy każdy kosztował nas 2 kupony [10 PLN], co nie uważam, że było zła ceną za to co dostaliśmy. Głównymi bohaterami byli:
    – “Górska krowa” [wołowina, konfitura z czerwonej cebuli, sałata dębowa, oscypek, bekon, ogórek kiszony, jabłko],
    – „Sir Lancelot na krowie” [wołowina, BBQ ostry, rukola, grillowany boczek, ser Mimolette, chipsy ziemniaczane, cebula cukrowa]
    – „Krowa na rodeo” [Wołowina, konfitura z czerwonej cebuli, sałata, oscypek, grillowany boczek, ogórek kiszony, jabłko]

    Każdy był moim zdaniem dobry, jednak najbardziej smakowała mi Górska krowa. Oscypek w połączeniu z jabłkiem i konfiturą z czerwonej cebuli sprawiły, że burger na długo zostanie w mojej pamięci – nigdzie chyba takiego fajnego połączenia do tej pory nie znalazłem. Po tej edycji mogę śmiało ten lokal polecić :)

    Co do samego Foodstocku mogę powiedzieć, że tym razem wydawało mi się, że było to lepiej ogarnięte. Dalej tłoczno na sali i były przez to niezłe zawirowania, żeby się gdzieś przedostać. Wydaje mi się, że jeśli pogoda dopisze to wszystkie stoliki jakie miałyby być powinny się znaleźć na zewnątrz. Jak dla mnie jest to najlepsza edycja jak do tej pory. Do zobaczenia na następnej edycji ~!

  • Ziemniak wieczorową porą – Pan Kumpir

    30 marca 2015

    Czy zastanawialiście się kiedyś nad ulicznym jedzeniem z ziemniaków? Do niedawna poza frytkami nie umiałbym wskazać nic innego, jednak znajomi powiedzieli mi o daniu, które wykorzystuje w pełni naszego bohatera – kumpira. W Krakowie jest pare miejsc, gdzie można go zjeść. Mój wybór padł jednak na foodtruck Pan Kumpir znajdujący się na ulicy Wawrzyńca 16. Reklamują się jako “Ziemniak na bogato”, ale czy aby na pewno?

    Czym w ogóle jest kumpir? Jest to ziemniak pieczony w specjalnym piecu, dzięki czemu uzyskuje smak jakby był z ogniska. W jego wnętrzu kryje się gładkie puree z dodatkiem masła czosnkowego, sera żółtego, soli, przypraw oraz bogatego zestawu dodatków. Danie to pochodzi z kuchni tureckiej.

    W swojej ofercie Pan Kumpir posiada 5 różnych kombinacji:
    – klasyczny [śmietana, szczypiorek/prażona cebulka]
    – grecki, [śmietana, sałata, ser feta, oliwki, ogórek, pomidor, cebula, sos]
    – z kurczakiem, [śmietana, sałata, kurczak, kukurydza, cebula, pomidor, ogórek, prażona cebulka, sos]
    – meksykański, [mięso mielone, sos pomidorowy, czerwona fasola, kukurydza, czerwona papryka, ser żółty]
    – na bogato [śmietana, sałata, ogórek, boczek, kiełbasa, pieczarki, cebula, ser żółty, sos]

    Ja wybrałem opcję z kurczakiem. Kosztowała mnie ona 14 PLN za co dostałem pełne opakowanie ziemniaka z w/w składnikami z sosem czosnkowym [najbardziej mi pasował do kury ;)]. Jak smakowało? Dla mnie to ciekawy i smaczny sposób podania ziemniaka z dodatkami. Całość bardzo fajnie się komponowała i puree ziemniaczane ze środka po prostu rozpływa się w ustach. Składniki jakie były użyte były świeże, co tym bardziej poprawiało smak całości. Dla mnie szkolne 5+ za takie smakołyki :)

    Jeśli lubicie dobre jedzenie, a kebaby i im podobne Wam się znudziły – wybierzcie się śmiało na kumpira. Tym bardziej będzie smakowało, jeśli lubicie ziemniaki. Polecam~!