Browsing Tag

katowice

Dworcowy Bahnhof [zamknięte]

Nic tak nie smakuje jak kawał konkretnego burgera. Z tą myślą przewodnią postanowiliśmy sprawdzić nowo otwarty lokal w Katowicach na ulicy Kordeckiego 5. Bahnhof, bo o nim mowa, ruszył w zeszły czwartek z “dokarmianiem” okolicznej ludności ;)

W środku zastaliśmy lokal stylizowany dworcowymi klimatami, całkiem przyjemnymi zresztą dla oka. Lokal sam w sobie nie jest spory, co może mieć swoje minusy, o czym się przekonaliśmy wcześniej – mieliśmy 2 podejścia, żeby skosztować ichniejszych burgerów z powodu braku miejsc… ale co zrobić jak taki jest hype ? Na pochwałę na pewno zasługuje obsługa, która była miła i jak najbardziej współpracowała przy zamówieniu i nie tylko.

Podczas pierwszej wizyty zamówiliśmy 2 pozycje z menu: Roman [w składzie wołowina, pomidor, cebula w balsamico di Modena, ser Provolone, karczoch marynowany, rukola] oraz Veggie [falafel, baba ghanoush ( pasta z wędzonego bakłażana), szpinak, pomidor, cebula czerwona, granat]. Zestawy zawierały w sobie burgera, sos i sałatkę z czerwonej kapusty i gruszki [koniec mody na coleslawa, yay!]. Frytki można było sobie zamówić za dodatkową opłatą 2 zł – smaczne jednak ich ilość pozostawiała trochę do życzenia. Burgery zostały podane w autorskich bułkach – Roman w wersji z makiem, Veggie … tutaj wyglądało mi na coś ala maślaną bułkę [ale nie jestem przekonany i następnym razem będę musiał dopytać]. O ile wersja przy “Romanie” trzymała się do końca, tak przy Veggie trochę się rozpadała przy trzymaniu. Nie mniej w smaku były całkiem ok.
Jeśli chodzi o smak burgerów, Roman okazał się niezłym kąskiem dla mojego podniebienia. Mięso było odpowiednio doprawione, a co za tym idzie całkiem smaczne, dodatki też dobrze się komponowały. Brakowało mi niestety różnorodności sosów do wyboru, bo do zestawu dostałem tylko sos czosnkowy [nie wiem czy można było nawet wybierać], a chętnie poeksperymentowałbym, bo brakowało mi przy tym burgerze efektu “wow”.
Z drugiej strony Veggie – tutaj idzie dość przeciwna opinia. Zamiast burgera użyty został w nim falafel, w nie tylko moim odczuciu był on trochę za duży jak na tą bułkę. Lepszym rozwiązaniem było by parę mniejszych falafeli. Po drugie dodatki przy tak dużym “kotlecie” jednak ginęły i jedyne co było czuć to tylko pastę z wędzonego bakłażana.
Co jest cechą wspólną obu burgerów? Żaden niestety nie był na tyle sycący, żeby zapełnić nasze żołądki [nawet po dodatkowych frytkach]. Nie jestem pewny jaka była gramatura mięsa, ale w innych burgerowniach niestety jestem w stanie najeść za trochę mniejsze pieniądze.
Zestaw z Roman kosztował 22 PLN [ + 2 zł za frytki ], Veggie 19 PLN, co według mnie jest dość sporo jak na katowicki lokal.

Jak zatem wypadł w moich oczach lokal? Źle nie jest, ale daleko jeszcze do ideału. Na pewno trzeba poczekać, aż lokal wprowadzi do swojej oferty inne burgery, bo obecnie jest ich tylko 4, z czego 1 wegetariański, oraz inne dania [bo nie samym burgerem człowiek żyje ;)].
Nie przekreślam ich, życzę powodzenia i zapewne wybiorę się jeszcze za jakiś czas, żeby zobaczyć jak lokal się rozwija. Sprawdźcie też zresztą sami :)

Ochota na … Baron Makaron [zamknięte]

Co zrobić, kiedy ma się ochotę na makaron, a nie chce się robić obiadu w domu ? Oczywiście, że wybrać się na miasto. Tym razem odwiedziłem lokal o wdzięcznej nazwie Baron Makaron Pasta and Salad Bar. Jest to mały lokal znajdujący się przy ulicy Jagiellońskiej 13 w Katowicach.

W ofercie mają przede wszystkim makarony, sałatki oraz dodatkowo w tygodniu tosty śniadaniowe serwowane do godziny 11, co jest chyba nowością, bo nie widziałem ich na internetowej rozpisce dań. Wracając jednak do gwoździa programu – wszystkie makarony [co mnie zdziwiło] kosztują 7.50 PLN [10.40 PLN jeśli chcemy większą porcję]. Do wyboru mamy makarony typu spaghetti albo penne [dodatkowo może być penne pełnoziarniste za 1 PLN więcej].

Ja sam zamówiłem Baronorę w wersji penne – czyli taka przekręcona w nazwie carbonara [sos śmietanowy, boczek i przyprawy]. Myślałem, że małą porcją się pewnie nie najem, biorąc pod uwagę to ile kosztowała… Oj jakie było moje zdziwienie gdy dostałem pełny talerz makaronu, który swoją sytością napełnił mnie tak, by do wieczora nie musieć nic jeść. Danie było bardzo pożywne i co najważniejsze smaczne. Chcąc zjeść tanio i dobrze jest to najlepsza opcja.

Nie wiem, gdzie w Katowicach można dostać lepiej przyrządzony makaron za tak niską cenę. Wydaje mi się, że zacznę odwiedzać lokal bardziej systematycznie. Baron Makaron – z miłości do makaronu polecam w 100% ~!

Jak powiedział, tak zrobił – Bar Mleczny Talerz i Szklanka

Jak powiedział, tak zrobił… Wedle wcześniejszych zapewnień wybrałem się z moją lubą do wspominanego Baru Mlecznego Talerz i Szklanka, znajdującego się w Katowicach na Rynku, zaraz przy Teatrze Śląskim. Jeśli ktoś kojarzy, to w miejscu gdzie obecnie znajduje się lokal kiedyś był Vision Express – taka podpowiedź. Ale mniejsza o to…

Lokal jest bardzo przyjemny w środku, można odczuć wrażenie prostoty i minimalizmu jeśli chodzi o wystrój ale dla mnie to plus. Już na miejscu mamy do wyboru każdego dnia parę typowych zup, pierogów i innych dań wraz z dodatkami. Nie zabraknie również deserów dla głodomorów [chyba że przyjdzie się późną porą jak my to już nic nie zostaje :( ]. Jedno z głównych dań jakim wzięliśmy był „talerz dnia”, czyli w tym konkretnym dniu był to kotlet schabowy z puree ziemniaczanym i czerwoną kapustą. Cena takiego zestawu to 12 PLN. Danie przyrządzone jak należy, mięso dobrej jakości, co czuć było po smaku, a do tego jeśli się popijało tak jak ja całość kompotem [ 1.50 PLN ] to już w ogóle można się było poczuć jak na obiadku u mamy :) Drugie danie, czyli pierogi ze szpinakiem okraszone cebulką i tłuszczykiem też niczego sobie. Cena za pierogi – 7 PLN, więc zaiste zacnie.

Jako bar mleczny, czyli miejsce gdzie można tanio zjeść obiadowe dania, lokal spełnia swoją misję w 100%. Idealna mekka dla studentów oraz osób, które też lubią proste i dobrze przygotowane potrawy za nieduże pieniądze. Bar Mleczny Talerz i Szklanka – polecam!

PS. Ze zdjęć z wizyty zostało tylko to z wnętrzem … ale przecież chyba każdy wie jak wygląda schabowy i pierogi, co nie ? ;)

Przystanek Śniadanie – reaktywacja

Od czasu kiedy Przystanek Śniadanie zmienił swoją lokalizację na bardziej adekwatną do pory roku nigdy nie umiałem zebrać się do odwiedzenia Domu Kultury Katowice Dąb [znajdującego się na ulicy Krzyżowej 1]. Jednak tej niedzieli odwiedziny znajomych odpowiednio mnie zmotywowały ;)

Podróż po domu kultury zaczęliśmy standardowo od kawy ze stoiska KAFEJ – taki już stały punkt wycieczki ;)

Chwilę po wypiciu kawy ruszyliśmy na poszukiwania czegoś konkretnego do jedzenia. Start zaliczyliśmy na stoisku Raz Dwa Osiem, którzy mieli swój debiut na Przystanku. Tematem przewodnim potraw były smaki gruzińskie i meksykańskie. Jako pierwsze skosztowałem Nigviziani badrigiani, czyli roladki z bakłażana zawierające w sobie nadzienie m.in z orzechów włoskich, nagietka, czosnku, natki pietruszki i kolendry. Bogactwo smaku jak dla mnie, co widać zresztą po użytych składnikach. Taka przekąska kosztowała 2.5 PLN. Jako drugie danie wybrałem Carnitas, czyli odpowiednio przyrządzona wieprzowina w pomarańczy z dodatkiem warzyw. Podana została w przypieczonej bułce ciabatcie, co dodatkowo zaplusowało w moim odczuciu. Samo mięso według mnie było bardzo smaczne, pomarańcza wykorzystana przy tym fajnie przełamywała smak. To cudo kosztowało 10 PLN – adekwatnie do wielkości. Może już nie w całości, ale udało się skosztować jeszcze Chkmeruli – jest to kurczak pieczony i duszony w mleku z czosnkiem. Dla mnie bomba, mimo tego że był chyba lekko przesolony w moim odczuciu. Nie mniej kuchnia gruzińska zaczyna mnie co raz bardziej interesować ;)

W sumie mógłbym już skończyć po jednym stoisku jedzenie ale stoisko Delicatessen Chorzów skusiło mnie Szakszuką. Szakszuka to aromatyczna potrawa składająca się z oskórowanej papryki, pomidorów, cebulki, czosnku, przypraw oraz sadzonego jajka. Podane ze świeżym pieczywem w biodegradowalnej miseczce z otrąb pszennych [ czułem się zaskoczony tym ciekawym pomysłem :) ]. W smaku przypominało mi to trochę leczo, ale jajko, którego żółtko po prostu się rozpływało podbiło moje serce … albo żołądek ;) Całość nie dość, że bajecznie wyglądała, to za razem dobrze smakowała. Koszt takiego dania to 10 PLN, co uważam za warte swojej ceny.

Dawno nie byłem tak zadowolony z wizyty na Przystanku Śniadanie. Dłuższa przerwa pozwoliła mi się chyba bardziej cieszyć tym, co jadłem, a również poznać 2 nowe, bardzo dobre moim zdaniem lokale. Liczę, że na następnych edycjach, na których będę uda mi się znaleźć kolejne takie perełki kulinarne :)

Tradycyjne zapiekanki w Świat Zapiekanek Kris

Tym razem natrafiłem na nowinkę gastronomiczną nieco dalej od centrum Katowic, bo na dzielnicy Paderewskiego. Znajduje się ona przy ulicy Granicznej, zaraz za Rondem Zenktelera jadąc w kierunku CH 3 Stawy. Reklamuje się jako „Świat Zapiekanek Kris”. W swojej ofercie poza zapiekankami mają kebaby, hamburgery, hot dogi czy też frytki. Moja uwaga skupiła się jednak na „tytułowym bohaterze” czyli zapiekankach.

Do wyboru mamy 13 przeróżnych zapiekanek – podstawą ich składników jest zawsze ser i pieczarki, a w zależności od ceny dochodzą oczywiście różne kombinacje. Przekrój cenowy to 8-14 PLN za dużą zapiekankę [55cm] i 5-8 PLN [połówkę]. W moich rękach [nie wiem jak to się stało ;)] wpadła zapiekanka bekonowa [ser, pieczarki, bekon, cebula] w wersji małej, ponieważ nie byłem zbytnio głodny. W zamian za 7 PLN otrzymałem smaczną i chrupiącą zapiekankę. Nie zdążyłem przejść paru kroków i już jej nie było – tak mi smakowało!

Zapiekanki w moim odczuciu wypadają równie dobrze co słynne krakowskie „zapieksy z Okrąglaka”, które to wpisały się w kanon kulinarny Krakowa i każdy musi ich kiedyś spróbować. Świetny strzał z takim jedzeniem, jedyna szkoda, że trochę z dala od centrum, ale co tam – przecież można zejść z trasy na rzecz dobrego jedzenia, co nie ? :)

Niby Katowice a Frytki Belgijskie

Sobota przed 12 … już po śniadaniu, jeszcze przed obiadem a zjeść by się chciało.

Tak się złożyło, że znajdowałem się wtedy na Placu Oddziałów Młodzieży Powstańczej [tyły Dworca PKP] w Katowicach. Całkiem od niedawna ruszyła tam budka Frytki Belgijskie [frytki-belgijskie.eu], które to, jak sama nazwa wskazuje, ma w swojej ofercie frytki w dwóch wariantach: duże [9 PLN] i małe [7 PLN]. Jako, że miałem wilczy apetyt wybrałem dużą porcję. Otrzymałem je w zgrabnej papierowej tytce, która posiadała jeszcze miejsce na sos. Do jedzenia dostawało się jeszcze patyczki aby móc sięgnąć po każdą frytkę z opakowania. Sosów do wyborów miałem 9 – z tego, co wiem to są one własnoręcznie robione, co idzie na plus :) Do swoich frytek wybrałem sos andaluzyjski o bardzo fajnym, czosnkowo-paprykowym smaku – według mnie pasował idealnie. Jak oceniam same frytki? Smaczne, chrupiące z zewnątrz, miękkie w środku – co tu więcej mogę powiedzieć … chociażby to, że przy dużej porcji objadłem się fest.

Zdecydowanie polecam frytkożercom – w Katowicach jest to chyba pierwsza taka budka, która oferuje tego typu jedzenie. Biorąc pod uwagę, że sosów dużo to szybko mi się te frytki nie przejedzą ;)

MENUfaktura / Miejski Festiwal Kulinarny

W zeszłą sobotę przy starej fabryce porcelany w Katowicach (ul. Porcelanowa 23) odbyła się druga edycja MENUfaktura / Miejski Festiwal Kulinarny. Miejsce imprezy leży w znacznej odległości od centrum, ale organizatorzy wykazali się pomyślunkiem i co godzinę z centrum Katowic kursowały darmowe busiki (w obie strony) – bardzo miły gest ze strony organizatorów. Tyle słowem wstępu – przejdźmy do jedzenia, które dane było nam skosztować na miejscu.

Jako, że nie byłem sam, to udało mi się spróbować większą ilość dań. Rozpoczęliśmy od Cooler Food i „spleśniałego hotdoga”, który miał w sobie kiełbaski jagnięce, bekon, rukolę i sos na bazie sera gorgonzolla. Połączenie całkiem smaczne – kiełbaski odpowiednio wysmażone, bekon smaczny, rukola świeża. Nie miałem się do czego przyczepić tak szczerze mówiąc… no chyba, że sos mógłby być trochę bardziej gęsty.

Kolejne stoisko jakie odwiedziliśmy to Własna Robota i tutaj skosztowaliśmy trzy rzeczy – sałatkę z kurczakiem (i dodatkami), panini z salami, oraz jeden z oferowanych koktajli… ale po kolei.
Sałatka poza kurczakiem (i sałatą :P) zawierała rukolę, pomidory koktajlowe i makaron penne. Całość mogła zostać polana jednym z sosów, a nasza konkretnie zawierała majonezowo-musztardowy. Tutaj niestety trochę się zawiodłem, bo kurczak zbyt suchy, makaronu trochę mało (aczkolwiek nie wiem czy to miała być sałatka makaronowa…) i chyba przypadkiem jeszcze do kompozycji dostaliśmy trochę roszponki (a podobno nie miało jej być). A szkoda …
Drugi rzut to panini z salami, sałatą, czerwoną cebulą i mozarellą, a dodatkowo jeszcze wybrałem do kanapki sos czosnkowy. Tutaj już lepiej, smacznie, chrupko z dobrym salami, jednak rozłożenie sera w kanapce mogłoby być lepsze – cały ułożył się w jednym pasie na dole kanapki, a nie równomiernie rozłożony względem reszty składników.
Trzecie podejście to koktajl: brokuły, mango, brzoskwinia. Sam nie wypiłem go dużo – smakował mi, ale nie czułem tam brokułów na początku, co uważam za plus. Osoba towarzysząca zachwyciła się tymże napojem. Wydaje mi się, że koktajle z Własnej Roboty są jak najbardziej do polecenia.

Przed daniem na finisz odwiedziliśmy jeszcze stoisko Hurry Curry, a tam wzięliśmy na spróbowanie Szata… Sataya ;) Satay w tym wydaniu składał się z kurczaka nadzianego na patyczki bambusowe, ugrillowany i podawane z ostrym sosami + sokiem z limonki. Grillowany kurczak był bardzo delikatny, sos odpowiednio pikantny, a sok z limonki dobrze uzupełniał ten romans – polecam tą przekąskę.

Na sam koniec padło na pełnoprawnego burgera od Burger na kółkach. Z ich oferty wybraliśmy Urban Burgera, który w swojej bułce skrywał 170 g wołowiny, marynowaną gruszkę, marynowaną pierś z kaczki, pomidora, czerwoną cebulę, roszponkę, a także autorski sos śliwkowy. Popatrzyłem na składniki i miałem efekt „wow”, spróbowałem burgera, a uczucie pozostało. Dla mnie super połączenie smakowe. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to fakt, że bułka nie była przygrillowana – brakowało mi tego do całości. Jednak nie dyskredytuje burgera – szkolne 5+ mu się należy, więc zdecydowanie polecam.

Bardzo cieszy mnie w jakim kierunku idzie ten katowicki festiwal kulinarny. Jestem zadowolony z drugiej edycji bardziej niż z poprzedniej – na tej faktycznie było pojedzone i to fest ;) Czekam z niecierpliwością na kolejną edycję!

„Bistr Ci u nas pod dostatkiem” – Kofeina Bistro

„Bistr Ci u nas pod dostatkiem” – tak zawsze myślałem widząc nowo powstające bary z dodatkiem makaronizującego „bistro” w nazwie. Wśród takich miejsc usłyszałem o ciekawej nowości, w samym centrum Katowic. Chodzi mi o Kofeina bistro, które to znajduje się przy ulicy 3-go Maja zaraz niedaleko Galerii Katowice. W odróżnieniu od innych tego typu miejscówek, bistro to zaskoczyło mnie dość wykwintnym menu. Dań typu schabowy, mielony, rolada itp. nie widziałem, co uznam za duży plus.

Wybór mój padł na polędwiczki ze spaghetti w pieczarkowym sosie w akompaniamencie boczku i sera pleśniowego [typu lazur]. Szczerze – to, co dostałem urzekło moje podniebienie. Polędwiczki zostały odpowiednio przyrządzone, chrupiący boczek i lekko roztopiony ser pleśniowy znakomicie nadawały się jako dodatek do potrawy. Spaghetti z sosem pieczarkowym również bardzo dobrze smakowało, a sam makaron był wg mnie ugotowany idealnie. Posiłek kosztował mnie tam 20 zł, co uważam za bardzo dobrą cenę przy tak wysokiej jakości dania.

Jedzenie w Kofeina Bistro jest wysokiej jakości i to jest pewne. Jeśli tylko wyjdziecie po pracy z zamiarem zjedzenia dobrego obiadu – to miejsce jest dla Was przeznaczone. Ja sam trafię tam pewnie jeszcze nie jeden raz ;)

Przystanek Śniadanie – Serwus

Jako że ostatnio jestem stałym bywalcem Przystanek Śniadanie w Katowicach, to staram się przy każdej nadarzającej się okazji opisywać nowe lokale, jakie dane mi było poznać na danej edycji. Tym razem na celowniku miałem Serwus, czyli gościnny foodtruck z Gliwic. Zamiast wołowych burgerów serwuje on wieprzowe kotlety, co sprawiło, że byłem nimi bardzo zainteresowany.

Burgery cenowo wypadały dość korzystnie [10-12 zł jeśli dobrze pamiętam] a moim śniadaniowym wyborem był „Zboczek” – dość fikuśna nazwa, ale spodobała mi się. W skład mojego burgera wchodziły: wieprzowina [150g kotlet], ser, bekon, sałata, pomidor, cebula karmelizowana, pikle, majonez, oraz sos BBQ. Wszystkie składniki zamknięte były w pysznej bułce z pestkami dynii – bardzo smaczna i nie potrzebowała żadnego dodatkowego przypiekania. Co do burgera w całości, to nie miałem się do czego przyczepić – bardzo mi smakowało, a cebula karmelizowana i pikle to jedne z moich ulubionych składników w burgerach. W skali szkolnej Serwusowego burgera oceniam na 5+ – wierzę, że któraś z pozycji menu zasługuje na więcej, ale to stwierdzę następnym razem!