Browsing Tag

kraków

Dumka na dwa burgery – Bobby Burger Kraków

Dumka na dwa burgery … czyli wizyta Michała i Ani w Bobby Burger

Sobota, wieczorowa pora. Człowiek głodny, więc idzie coś zjeść. Tym razem wyborem był Bobby Burger Św. Tomasza w Krakowie. Jest to już sieć, gdyż aż dziewięć lokali tej marki znajduję się w Warszawie, natomiast w Krakowie do tej pory otwarto dwie restauracje pod szyldem Bobby Burgers. Gdzieś czytałem, że ponoć dobre – więc poszliśmy sprawdzić czy naprawdę warte pochwał kierowanych pod ich adresem.

Zamówiliśmy dwa burger tj. Burger miesiąca oraz Hot Bacon. Dziwnym był dla nas fakt, że nie opisano składu burgerów na karcie lub nawet przy barze. O ile z większością standardowych pozycji w menu nie było problemu, to już odszyfrowanie składu burgera miesiąca było wyzwaniem. Nawet kelnerka miała problem z opisaniem składu sezonowca. Na październikowy burger składają się słodka, grillowana gruszka, ser mascarpone, karmelizowane orzechy włoskie, rukola oraz pomidor. Hot Bacon natomiast, to klasyczny baconcheeseburger, ale z dodatkiem ostrych papryczek.

Zamawiający ma do wybory dwie wielkości burgerów: mały, zawierający 120 g wołowiny oraz duży (double) z zawartością 240 g krowy. Tutaj jednak obowiązuje system jak np. z burgerkinga, czyli pojedynczy kawałek grillowanej wołowiny to 120g, więc jak się bierze dużego, to dostaje się dwa kawałki mięsa. Mi ten sposób zbytnio nie przypadł do gustu, gdyż mięso nie było dobrze grillowane. Było zdecydowanie za bardzo spieczone, well done aż za bardzo. Mięso wydawało się także zbyt suche w porównaniu do wołowiny wypróbowanej w innych knajpkach.

Ogólnie jednak smakowo było nieźle. Połączenie w burgerze miesiąca byłoby znakomite, gdyby tylko mięso było lepiej przygotowane.Widać, że twórcy wiedzą jakie połączenia smakowe wybrać dla dobrego efektu. Jednakże wołowina, czyli królowa burgera, wypadła niezwykle blado. Ciężko porównywać placki mięsa przypominające bardziej kotlety ze znanych sieciówek do poważnych kawałków wołowiny, do których przyzwyczaiły nas “slow foodowe” burgery. Stąd bardzo ciężko ocenić dania, które zaserwowano nam w Bobby’m. Z jednej strony wszystkie dodatki współgrają ze sobą w idealnej smakowej harmonii, a z drugiej dostajemy niedoprawione mięso przypominające kawałek tektury.

Cena bez frytek to odpowiednio za Burger miesiąca 120 g -20, a za hot bacon 240g -21 złotych.
jeżeli bierze się zestaw z frytkami (tzw. combo) do ceny burgera należy dodać 4 złote.

Polecać, czy nie polecać – oto jest pytanie. Dwojakie uczucia się biją, jednakże ostatecznie nie jest to lokal zły, mają tylko złe podejście do wołowiny (bądź kucharz miał wyjątkowo zły dzień). Liczymy, że przy kolejnej okazji odwiedzenia restauracji Bobby Burger będziemy mogli nacieszyć się lepszej jakości mięsem, bo smak i potencjał w ich burgerach drzemie.

Foodstock na dwie klawiatury

Foodstock na dwie klawiatury

Pozostajemy w Krakowie, lecz tym razem przenosimy się na festiwal. Razem z moją znajomą dotarliśmy na Foodstock, który odbywał się 27 września tego roku w Klubie Fabryka przy ulicy Zabłocie 23. Przejdźmy do rzeczy, a raczej do jedzenia ;)
Na całym festiwalu obowiązywała waluta kuponowa – 5zł za jeden kupon a dania kosztowały odpowiednio wielokrotność takiego kuponu, przy czym „koszt” dań wahał się między 1 a 3 kuponami.

Stoisk było wiele i nie sposób było wszystkie sprawdzić, więc musieliśmy wybierać. Na pierwszy rzut padło stoisko restauracji Etnika. Jednym z dań jakie było dane nam skosztować było taco z kurczakiem na słodko-ostro (z brzoskwiniami i pomidorami koktajlowymi). Kurczak w nim to istny cud – miękki i pyszny. Taco chrupiące a całość – bardzo ładnie ze sobą współgrała.

Ań: I to jest moment kiedy w recenzji odzywa się drugi głos. Dla kontrastu z ostrym kurczakiem wybrałam polędwiczki wieprzowe na puree z dyni z odrobiną musu daktylowego. Danie było delikatne w swej fakturze, ale przy tym wyraziste. Największy problem z prostymi daniami polega na tym, że łatwo je zepsuć. W tym przypadku moje obawy były bezpodstawne, gdyż mięso było cudownie kruche i odpowiednio przyprawione. Mdławy smak samotnej dyni kontrastował z konkretnym akcentem daktyli. Dzięki temu danie było idealnie harmoniczne.

Po odczekaniu chwili trzeba się było czegoś napić, niestety stanowisko z kawą było wciąż nieczynne, wobec tego wybrałem „zupę na kaca”, która okazała się zupą ogórkową z nutą cytryny. Kaca nie miałem, więc nie byłem w stanie sprawdzić jej magicznych właściwości, nie mniej jednak smakowała. Takie tajemnicze mikstury i nie tylko można było spotkać na stoisku Korek Resto Bar .

Ań: Jako przerywnik między konkretniejszymi daniami wybrałam próbkę sushi ze stoiska Kenko – kręci nas sushi. Jestem ogromną fanką pieczonego łososia, stąd nie sposób było zrezygnować ze spróbowania kolejnej wersji ulubionego maki. Nawet udało się dostać odrobinę sosu teriyaki. Żyć, nie umierać. Niestety samo maki smakowo wypadło przeciętnie, powiedziałabym, że ledwie poprawnie. Może to tylko kwestia warunków polowych, ciężko mi powiedzieć. Możliwe, że dam drugą szansę restauracji Kenko już w wersji stacjonarnej.

Później wyszliśmy zaczerpnąć świeżego krakowskiego powietrza (szydera wskazana), a tam napotkaliśmy Po Prostu Rower ze swoimi wyrobami. Ja wziąłem Ragou wołowe (małą porcję, oczywiście), które podane było w tortilli. Niby smaczne, ale… rewelacji jak dla mnie nie było. Ewidentnie było coś przekombinowane z przyprawami, bo nad wszystkimi smakami dominował kardamon, co nie do końca mi pasowało.

Ań: Moim wyborem była natomiast piadina z kurczakiem po sycylijsku. Podobnie jak u Marcina w moim daniu królował kardamon ponad wszystkimi innymi smakami. Nie powiem, lubię nutę korzenną w wielu daniach, ale co za dużo, to nie zdrowo. Kawałki kurczaka w małym rożku również wydawały mi się za duże. Nie mogę jednak powiedzieć, aby danie mi nie smakowało, było „ok”. Ale czasami „ok” nie wystarcza.

Aby konkretnie zakończyć obiadowanie wybrałem Andrus Food Truck, a w nim maczankę krakowską. Owa maczanka to nic innego jak marynowany karczek wieprzowy, poddawany długiemu wypiekowi w niskiej temperaturze, w wersji finalnej podany w bułce wypiekanej w piecu opalanym drewnem. Sam opis brzmi syto, co nie ? ;) Danie w moim odczuciu jest takim tradycyjnym, tłustym odpowiednikiem burgera (głównie ze względu na sposób podania). Całkiem smaczny, ale niestety przez to, że był tłusty mój organizm nie mógł go za wiele przyswoić.

Jedzenia właściwego nastał w tym momencie koniec, ale jak to mówią – na deser zawsze znajdzie się miejsce (z pozdrowieniami dla mojego kolegi, Michała ;) ). Kawa ze stoiska Makiato i tarta od Cukiernia Mistrz i Małgorzata zwieńczyły dzień.

Ań: Ale nie byłabym sobą, gdybym nie marudziła. O ile tarta kawowa wybrana przez Marcina była naprawdę bardzo dobra, o tyle „zmęczenie” mojej tarty z jagodami to już była sztuka. Masa serowa była tak niesamowicie zapychająca i mdła, że naprawdę ciężko było ją zjeść. A jak ja już nie mogę jeść ciasta, to coś, moi mili państwo, znaczy.

Na festiwalu można było głosować na stoiska – my swój głos oddaliśmy na Etnikę i jak się później okazało, restauracja ta podbiła serca głodnych ludzi :) Sam festiwal mogę zaliczyć do udanych – najbardziej podobał mi się pomysł z ławkami do jedzenia na środku sali – choć dalej było ich mało, to zawsze po paru minutach można było tam siąść. Myślę, że przy kolejnej okazji, jeśli będzie druga edycja, wybierzemy się ponownie.

Ań: Dodatkowo do domu (i głodnego mężczyzny) dowiozłam migdałowe makaroniki o 5 smakach ze stoiska Les Beaux Macarons. Bardzo smaczne, słodziutkie i kolorowe. Polecam ;)

Kuchnia Tajwańska w Mr.Lee [zamknięte]

Urlop z całą pewnością sprzyja kulinarnym wojażom, a niewątpliwie wizyta w Krakowie jest dobrym powodem do odkrywania nowych smaków. Razem ze znajomymi po raz pierwszy odwiedziliśmy restauracje tajwańską Mr.Lee – jak się okazuje jest ona również pierwszym takim miejscem w Polsce. Sama restauracja znajduje się na ulicy Karmelickiej 7.

Pora obiadowa w pełni, więc dwa dania były wyborem nieodzownym. Jako pierwsze – zupa krem z owoców morza [8 PLN]. W moim odczuciu bardzo smaczna i sycąca. Poza krewetkami zawierała małże, kalmara i nie wiem co jeszcze, ponieważ nie znam się aż tak na owocach morza. Danie zostało podane szybko, zjadłem tak, aby przejść po zupie od razu do dania głównego. Moim wyborem była wołowina w czarnym pieprzu, podana została w warzywach (papryka, marchewka, sałata, cebula dymka), a jako dodatek do niej dostałem porcję ryżu i ogórki konserwowe przygotowane na pikantno [24 PLN]. Według mnie wołowina została przyrządzana wyśmienicie, odpowiednio doprawiona, wprowadziła mnie niemal w stan euforii. Całość bardzo dobrze się komponowała ze sobą i stanowiła niezwykle syty posiłek.

Przy innej okazji próbowałem jeszcze zupy won ton [8 PLN] – smaczna, aczkolwiek nie przyćmiła mi zupy z owoców morza. Drugim daniem jakie wtedy skosztowałem był kurczak Kung Bao na ostro [22 PLN]. Jeśli czyjeś kubki smakowe wychwalają kurczaka ponad wołowinę, a przy tym lubują się w ostrzejszych smakach to sądzę, że kurczak Kung Bao byłby odpowiednim zamiennikiem do wcześniej wybranej przeze mnie ostrej wołowiny. Kurczak podany był w podobnej kompozycji z tą różnicą, że zawierał jeszcze orzeszki ziemne. Smaczny, syty … Co tu dużo mówić, wyśmienity ;)

Obsługę w restauracji zaliczyłbym również jako plus – dla mnie zasługuje na dużą pochwałę. Restaurację polecam każdemu, kto lubi orientalne smaki. Ja sam następnym razem chętnie bym się wybrał na jakże popularny Hot Pot … ;)

Leniwe popołudnie – Antler Poutine&Burger

Niedziela, leniwe popołudnie w Krakowie. Razem ze znajomymi po spacerze zdecydowaliśmy się odwiedzić jedną z burgerowni, mieszczących się w okolicy Rynku. Antler Poutine&Burger – nazwa zaświtała nam w głowie jako pierwsza i tam też się wybraliśmy. Sama burgerownia znajduje się na ulicy Gołębiej 10. Knajpka jako główne dania serwuje burgery i poutine. O ile każdy wie jak wygląda burger, tak nie miałem pojęcia co to jest poutine. Jest to kanadyjska przekąska, składająca się z frytek, sera (głównie typu cheddar) i sosu pieczeniowego. Podjadłem koledze – smaczne i syte. Następnym razem zamówię do burgera.

Na mój posiłek wybrałem Osoyoos Burgera. Jako główny bohater: grillowana pierś z kurczaka, bohaterowie poboczni: kozi ser, sos bazyliowo-cytrynowy, suszone pomidory, rukola i sałata. Całość zamknięta w dużej, wypiekanej na zamówienie bułce. Jak wypadło to smakowo ? Kura mogłaby być trochę bardziej przyprawiona jak dla mnie – była za to delikatna i razem z sosem bazyliowo-cytrynowym całkiem ładnie się komponowała. Reszta składników uzupełniała smakowo całość, ale jak już mówiłem – brakowało mi trochę większej wyrazistości w smaku i trochę pieprzu poprawiło by ogólne odczucie. Opcji drobiowej wg szkolnej oceny dałbym 4+. Czy wrócę w kanadyjskie progi? Myślę, że tak. Tym razem, aby spróbować burgera z wołowiną (która podobno była lepiej doprawiona niż kurczak!).

Najedzeni Fest – Streat Slow Food

Kolejny konkretny posiłek na Najedzeni Fest zjadłem z foodtruck’a Streat Slow Food. Ponownie wybrałem burgera, ale za to jakiego! Batataj, czyli burger z batatami, pomidorem, sałatą, boczkiem i majonezem. Kompozycja podana była w solidnej bułce co było dużym plusem – burger do końca pozostał w ręce, a nie wokół mnie. Do mięsa nie mam zastrzeżeń, bataty też dobrze smakowały, czego niestety nie mogłem powiedzieć o boczku. Nie był on do końca dobrze przyrządzony, co niestety dało mi się we znaki przez resztę dnia. Sosów też nie stwierdziłem. Podsumowując jedzenie mogę stwierdzić, że gdyby nie ten boczek byłbym bardzo zadowolony. W tym wypadku jest po prostu OK. Nie przekreślam z góry tego miejsca i postaram się odwiedzić je za jakiś czas, dając drugą szansę czy to temu samemu burgerowi, czy to jakiejś innej pozycji z menu.

Najedzeni Fest – Salt & Pepper Food Truck

Na Najedzeni Fest miałem okazję by spróbować wielu różnych smakołyków. Kiedy przyszedł czas na coś konkretnego, wybór padł na Salt & Pepper Food Truck i serwowane przez nich burgery. Do skonsumowania wybrałem Chevre, czyli wegeburgera z kozim serem, plackiem z buraka, marmoladą cebulową, rukolą, pomidorem i cebulą. Przyznam szczerze, że mimo brakującego mięsa zjadłem go ze smakiem. Jedyne co mi w nim przeszkadzało to zbyt duża ilość koziego sera, który trochę za bardzo zapychał przy jedzeniu. Bułka w jakiej podano burgera była smaczna, jednak trochę za mała do ilości składników. Z tego powodu burger dosyć szybko się rozlatywał. Niestety brakowało też sosów do wyboru, ale chyba tylko niektóre burgerownie potrafią tak rozpieścić człowieka. W ogólnym rozrachunku jednak nie żałowałem kupna tego burgera i przy następnej okazji postaram się spróbować jakiejś mięsnej kompozycji z menu ;)